Budzę się po długiej nocy... Śniło mi się, że siedziałam na zdobnym krześle obitym czerwoną welurową tkaniną, a z moich ust niczym potok rwącej wody płynnie wydobywały się słowa w różnych językach. "Hola! Amigos! Entschuldigung! Dankje! Bonjour!....". I tak rozkoszowałam się tą językową wiązanką, niczym bukietem świeżych wiosennych kwiatów, aż nagle moja korona - władczyni Królestwa Języków, z hukiem powędrowała na podłogę, a ja z mieszanką żalu i zaskoczenia zorientowałam się, że wciąż jestem w swoim pokoju i nadal niestety moje wyobrażenia o wielojęzyczności pozostają w sferze marzeń sennych :)
Tak (prawie) wyglądała noc i poranek zaraz po przeczytaniu książki autorstwa Mariusza Włocha "Władca Języków, czyli prawie wszystko o tym, jak zostać poliglotą. Genialne porady, jak zabrać się do nauki i w lot opanować nowy język".
Sam autor - trener kompetencji komunikacyjnych i językowych, pisze o swojej książce:
"Książka Władca Języków, czyli prawie wszystko o tym, jak zostać poliglotą to poradnik na temat tego, jak zabrać się za siebie i naukę języka i osiągnąć sukces. I powtórzę, że to nie książka-cud, po lekturze której usiądziesz, zamkniesz oczy, a kiedy je otworzysz, to będziesz mówić we wszystkich językach naraz. Nie. To nie tak. To poradnik na temat tego, jak być szczerym wobec samego siebie i odpowiedzieć sobie na parę pytań, dzięki którym nauka języka (czy czegokolwiek innego) będzie łatwiejsza czy w ogóle możliwa."
Zgadzam się dokładnie z każdym słowem tego opisu. Rzeczywiście, książka pomaga złamać parę mitów na temat nauki języków, takich jak np.: "ojej, bo ja nie mam talentu językowego", "bo ja się tak stresuję na zajęciach", "ale ja nie mam czasu", "przecież my na lekcjach tylko powtarzamy po nauczycielu jakieś najprostsze zdania, jak się niby więc mam nauczyć?" i wiele innych "bo", "przecież" i "ale", które zazwyczaj są tylko wymówkami, które przed samym sobą mają nas rozgrzeszyć z lenistwa.
Autor w postaci anegdot, z ogromną dawką poczucia humoru i pozytywnej energii opowiada nam o własnych doświadczeniach z uczniami, którzy miewali podobne problemy do nas - barierę językową, "kamień w gardle", "mur", który oddzielał ich od płynności w mówieniu. Na każdą z tych okazji, pan Mariusz wyciąga z rękawa odpowiednią technikę NLP i... po sprawie... :)
Czy aby na pewno jest tak pięknie i tęczowo?
No niestety nie. Tak jak napisałam, zgadzam się ze wszystkimi słowami autora, również z tym, że nie jest to "książka-cud". Inspiruje do nauki, pomaga uwierzyć w siebie, poddaje mnóstwo ciekawych pomysłów na walczenie ze swoimi słabościami, nie jest to natomiast książka o metodach nauki języków obcych. Tutaj więc, tytuł wydaje się być trochę nieadekwatny do treści, bo do zostania poliglotą potrzeba jednak trochę więcej, niż tylko pozytywnego nastawienia i chęci. Pozycję polecam więc wszystkim, którzy właśnie z utrzymaniem tej dobrej energii mają problem, nie szukają natomiast jeszcze lub mają już opanowane rozmaite techniki i metody uczenia się języków.
jezykikulturaswiat.blogspot.com 2014-04-24
Pan Włoch – idealne nazwisko dla trenera języków obcych – jest człowiekiem sukcesu. Z dumą firmuje swoją szkołę językową własnym nazwiskiem, tworzy podręczniki metody bezpośredniej, którą promuje w swym przybytku edukacji i wabi czytelników szumnym tytułem napisanej przez siebie książki. Niestety niektórzy zawiodą się na dziele samozwańczego „władcy języków” i nie znajdą tam tego, czego szukali, kupując tę książkę. „Genialnym pomysłom” z okładki daleko nie tylko do genialności, ale i do oryginalności. Wskazówki metodyczne są bardzo skąpe. Fakt ten nie powinien jednak zaskakiwać, biorąc pod uwagę to, że książka stanowi element autopromocji autora i jego szkoły. Logiczne zatem, że wszystkich tajników nauczania nie można w niej zdradzić, by odpowiednia dawka tajemniczości przyciągała nową klientelę.
Powszechnie wiadomo, że różnicowanie bodźców podczas nauki przynosi dobre efekty, a stosowanie ciągle jednej metody po jakimś czasie staje się monotonne i po prostu nudne zarówno dla nauczyciela jak i dla ucznia. Pod tym względem, a także pod wieloma innymi, Mariusz Włoch Ameryki nie odkrył. Największa innowacyjność i nowatorstwo w jego podejściu polega na wykorzystaniu metod programowania neurolingwistycznego (NLP), technik rozwoju osobistego, coachingu i użyciu kilku innych modnych słów, takich jak kognitywistyka. Jak na książkę o języku, mało tam „języka w języku”, parafrazując kwestię ze znanego filmu z czasów słusznie minionych. Zamiast tego mamy duże ego autora, dużą erudycję autora, duże poczucie humoru autora, itp. Podsumowując, mamy tam dużo autora - to książka o autorze właśnie i o jego przygodach z nauczaniem. Część o „niekonwencjonalnych narzędziach językowych” można streścić w kilku punktach: mapy myśli, fiszki, kolory, uczenie się na głos. Mowa tam też o śpiewaniu i żartach Karola Strasburgera...
Autor dzieli się z czytelnikami swoim doświadczeniem w prowadzeniu zajęć w różnych językach. Zdradza nam również kilka trików, które podłapał na kursach NLP. Książka wprost kipi od cudownych porad. Punkt ciężkości położony został na kwestie takie, jak przełamywanie bariery językowej, walka ze stresem i rola nauczyciela w procesie uczenia. Elementy NLP łączą się z Cialdinim, pojawia się również Joe Vitale – znany amerykański mentor i hipnotyzer wraz ze swym nastawieniem: „dowiedz się, czego chcesz i zacznij działać”.
Nie każdy ma obowiązek podzielać spojrzenie autora na nauczanie języków obcych. Istnieją przecież liczne metody różniące się od tej preferowanej przez niego. „Władca języków” zawiera wiele ciekawych spostrzeżeń, ale nie są one bynajmniej odkrywcze. To, że ludzie są mistrzami wymówek, wiadomo nie od dziś. Że do udanej nauki potrzeba motywacji i samodyscypliny, również nie jest nowością. Podobnie to, że najważniejsza jest komunikacja, której nie są w stanie nauczyć nas programy komputerowe ani kursy na płytach, bo potrzebna jest interakcja z drugim człowiekiem.
Dodatkowo sposób pisania autora należy do tych rzeczy, które albo się kocha albo nienawidzi. Dla niektórych będzie świetny, iskrzący humorem, inteligentny. Dla innych po prostu irytujący, pełen tanich dowcipów (zwłaszcza tych związanych z regularnym stolcem) i przemądrzały. Do tego odrobinę dezorientująca może być maniera pisania rozdziałów, skierowanych naprzemiennie do czytelnika i czytelniczki. Autor zdecydował się bowiem część rozdziałów pisać do mężczyzny a część do kobiety. Nie wiadomo, czy to kwestia braku zdecydowania, daleko posuniętej poprawności politycznej, podpowiedzianej przez doradców od PR-u, czy może zwykłe rozdwojenie jaźni.
Napisanie własnej książki to również znakomita okazja na utyskiwanie na publiczne szkolnictwo. Oczywiście nie dla samego ulżenia sobie i powspominania traumatycznych przeżyć okresu dojrzewania. Psioczenie na ograniczony, nieelastyczny i niedostosowany do geniuszu autora system edukacji państwowej, prywatne ale anonimowe pseudo-szkoły językowe oraz tanich niekompetentnych studentów udzielających korepetycji w bezpośredni sposób naprowadza czytelnika na jedyny dobry wybór, jakim jest zapisanie się do szkoły językowej autora. Nie ma bowiem idealnej metody dla wszystkich, bo każdy jest inny i różnimy się od siebie, ale najbliższa ideału jest oczywiście metoda używana w szkole autora. Zresztą złotą receptę na nauczenie się języka zawiera poniższy cytat: „Trenuj zadawanie pytań i prowadzenie rozmowy, resztę nauczysz się w życiu i oczywiście na szkoleniach z rozwoju osobistego, na które także Cię zapraszam”. Nic dodać, nic ująć...
Kupienie „Władcy języków” osobom uczącym się języków obcych raczej nie zaszkodzi. Znajdą tam one kilka ciekawych rzeczy, pod warunkiem, że nie zniechęci ich wspomniany już wyżej styl pisarski autora, stojący na pograniczu showmańskich wspomnień kabareciarza oraz wynurzeń eksperta specjalizującego się w coachingu i warsztatach rozwoju osobistego. Nic się również nie stanie, jeśli uczący się języków nie zakupią książki pana Włocha. Wszakże wielokrotnie na kartach swej książki powtarza on, że wszystko zależy od nas samych i ucząc się zawsze mamy rację. W myśl tego, to, czy nauczymy się języka angielskiego, norweskiego czy suahili także zależy tylko od nas, a nie od jakiejś konkretnej książki. Tak samo tylko od Was samych zależy, czy sięgniecie po tę pozycję. Ale może zamiast ją czytać, warto sięgnąć po listę słówek albo fiszki. Włączyć obcojęzyczne radio. Przeczytać artykuł w obcym języku w Internecie. Mariusz Włoch, jego książka, ani jego szkoła nie zrobią tego za was.
Opętani Czytaniem Michał Surmacz, 2014-03-09
Pan Włoch – idealne nazwisko dla trenera języków obcych – jest człowiekiem sukcesu. Z dumą firmuje swoją szkołę językową własnym nazwiskiem, tworzy podręczniki metody bezpośredniej, którą promuje w swym przybytku edukacji i wabi czytelników szumnym tytułem napisanej przez siebie książki. Niestety niektórzy zawiodą się na dziele samozwańczego „władcy języków” i nie znajdą tam tego, czego szukali, kupując tę książkę. „Genialnym pomysłom” z okładki daleko nie tylko do genialności, ale i do oryginalności. Wskazówki metodyczne są bardzo skąpe. Fakt ten nie powinien jednak zaskakiwać, biorąc pod uwagę to, że książka stanowi element autopromocji autora i jego szkoły. Logiczne zatem, że wszystkich tajników nauczania nie można w niej zdradzić, by odpowiednia dawka tajemniczości przyciągała nową klientelę.
Powszechnie wiadomo, że różnicowanie bodźców podczas nauki przynosi dobre efekty, a stosowanie ciągle jednej metody po jakimś czasie staje się monotonne i po prostu nudne zarówno dla nauczyciela jak i dla ucznia. Pod tym względem, a także pod wieloma innymi, Mariusz Włoch Ameryki nie odkrył. Największa innowacyjność i nowatorstwo w jego podejściu polega na wykorzystaniu metod programowania neurolingwistycznego (NLP), technik rozwoju osobistego, coachingu i użyciu kilku innych modnych słów, takich jak kognitywistyka. Jak na książkę o języku, mało tam „języka w języku”, parafrazując kwestię ze znanego filmu z czasów słusznie minionych. Zamiast tego mamy duże ego autora, dużą erudycję autora, duże poczucie humoru autora, itp. Podsumowując, mamy tam dużo autora - to książka o autorze właśnie i o jego przygodach z nauczaniem. Część o „niekonwencjonalnych narzędziach językowych” można streścić w kilku punktach: mapy myśli, fiszki, kolory, uczenie się na głos. Mowa tam też o śpiewaniu i żartach Karola Strasburgera...
Autor dzieli się z czytelnikami swoim doświadczeniem w prowadzeniu zajęć w różnych językach. Zdradza nam również kilka trików, które podłapał na kursach NLP. Książka wprost kipi od cudownych porad. Punkt ciężkości położony został na kwestie takie, jak przełamywanie bariery językowej, walka ze stresem i rola nauczyciela w procesie uczenia. Elementy NLP łączą się z Cialdinim, pojawia się również Joe Vitale – znany amerykański mentor i hipnotyzer wraz ze swym nastawieniem: „dowiedz się, czego chcesz i zacznij działać”.
Nie każdy ma obowiązek podzielać spojrzenie autora na nauczanie języków obcych. Istnieją przecież liczne metody różniące się od tej preferowanej przez niego. „Władca języków” zawiera wiele ciekawych spostrzeżeń, ale nie są one bynajmniej odkrywcze. To, że ludzie są mistrzami wymówek, wiadomo nie od dziś. Że do udanej nauki potrzeba motywacji i samodyscypliny, również nie jest nowością. Podobnie to, że najważniejsza jest komunikacja, której nie są w stanie nauczyć nas programy komputerowe ani kursy na płytach, bo potrzebna jest interakcja z drugim człowiekiem.
Dodatkowo sposób pisania autora należy do tych rzeczy, które albo się kocha albo nienawidzi. Dla niektórych będzie świetny, iskrzący humorem, inteligentny. Dla innych po prostu irytujący, pełen tanich dowcipów (zwłaszcza tych związanych z regularnym stolcem) i przemądrzały. Do tego odrobinę dezorientująca może być maniera pisania rozdziałów, skierowanych naprzemiennie do czytelnika i czytelniczki. Autor zdecydował się bowiem część rozdziałów pisać do mężczyzny a część do kobiety. Nie wiadomo, czy to kwestia braku zdecydowania, daleko posuniętej poprawności politycznej, podpowiedzianej przez doradców od PR-u, czy może zwykłe rozdwojenie jaźni.
Napisanie własnej książki to również znakomita okazja na utyskiwanie na publiczne szkolnictwo. Oczywiście nie dla samego ulżenia sobie i powspominania traumatycznych przeżyć okresu dojrzewania. Psioczenie na ograniczony, nieelastyczny i niedostosowany do geniuszu autora system edukacji państwowej, prywatne ale anonimowe pseudo-szkoły językowe oraz tanich niekompetentnych studentów udzielających korepetycji w bezpośredni sposób naprowadza czytelnika na jedyny dobry wybór, jakim jest zapisanie się do szkoły językowej autora. Nie ma bowiem idealnej metody dla wszystkich, bo każdy jest inny i różnimy się od siebie, ale najbliższa ideału jest oczywiście metoda używana w szkole autora. Zresztą złotą receptę na nauczenie się języka zawiera poniższy cytat: „Trenuj zadawanie pytań i prowadzenie rozmowy, resztę nauczysz się w życiu i oczywiście na szkoleniach z rozwoju osobistego, na które także Cię zapraszam”. Nic dodać, nic ująć...
Kupienie „Władcy języków” osobom uczącym się języków obcych raczej nie zaszkodzi. Znajdą tam one kilka ciekawych rzeczy, pod warunkiem, że nie zniechęci ich wspomniany już wyżej styl pisarski autora, stojący na pograniczu showmańskich wspomnień kabareciarza oraz wynurzeń eksperta specjalizującego się w coachingu i warsztatach rozwoju osobistego. Nic się również nie stanie, jeśli uczący się języków nie zakupią książki pana Włocha. Wszakże wielokrotnie na kartach swej książki powtarza on, że wszystko zależy od nas samych i ucząc się zawsze mamy rację. W myśl tego, to, czy nauczymy się języka angielskiego, norweskiego czy suahili także zależy tylko od nas, a nie od jakiejś konkretnej książki. Tak samo tylko od Was samych zależy, czy sięgniecie po tę pozycję. Ale może zamiast ją czytać, warto sięgnąć po listę słówek albo fiszki. Włączyć obcojęzyczne radio. Przeczytać artykuł w obcym języku w Internecie. Mariusz Włoch, jego książka, ani jego szkoła nie zrobią tego za was.
Opętani Czytaniem Michał Surmacz, 2014-03-09
Żyjemy w czasach, w których z łatwością możemy komunikować się z ludźmi na całym świecie. Mamy także możliwość podróżowania coraz dalej i coraz szybciej. Wiele granic stoi przed nami otworem. Mimo to czasem napotykamy na pewną przeszkodę, której nie potrafimy przeskoczyć. Tę barierę stanowi język. Współcześnie, ciężko sobie wyobrazić brak znajomości chociażby angielskiego. To prawie jak kalectwo. Pracodawcy wymagają jednak od nas coraz więcej. Często decydujemy się też na atrakcyjną pracę za granicą, aby podwyższyć standard swojego życia. Wszystko wygląda na proste, póki nie przychodzi czas na naukę. Z góry zakładamy, że nam się nie uda, ponieważ język, który wybraliśmy wydaje nam się za trudny. Co jednak, jeśli ktoś Ci powie, że „nie ma języków obcych - są tylko te, których jeszcze nie znasz”? To motto zawarte jest w książce trenera kompetencji komunikacyjnych i językowych Mariusza Włocha Władca Języków, czyli prawie wszystko o tym, jak zostać poliglotą.
Książka jest wszechstronnym poradnikiem. Znajdziemy w niej rady, jak znaleźć skuteczną metodę nauki, która będzie dla nas odpowiednia. Przeczytamy dużo o motywacji oraz umiejętności stawiania sobie celów, ponieważ sukces językowy osiągniemy tylko wtedy, gdy wiemy, czego oczekujemy. Dowiemy się skąd czerpać energię i co może pomóc nam w nauce. Odnajdziemy część książki poświęconą komunikacji, a także roli empatii i typom nauczycieli oraz temu, jak wybrać właściwy kurs. Poznamy narzędzia językowe oraz dużo porad, a w tym autorską Metodę Bezpośredniej Komunikacji.
Władca Języków to obszerna pozycja nie tylko o nauce języków, ale także o motywacji. Została ona napisana w bardzo humorystyczny sposób. Jej wyjątkowość tkwi w uwzględnieniu różnic między ludźmi, które powodują, że każdy z nas potrzebuje odnaleźć swój indywidualny sposób na naukę. Pokazuje, że odmienne są także nasze cele i motywy. Uważam, że to bardzo ciekawa książka, ale najważniejsze są tu nasze chęci. Jeśli nie podejmiemy wysiłku nauki, nie zostaniemy poliglotami. Mariusz Włoch pokazuje jednak, że przyswajanie nowego języka może być przyjemnością.
niedzielnatworczosc.blogspot.com Joanna Niedziela, 2014-03-03
„Nie ma języków obcych- są tylko takie, których jeszcze nie znasz”. To główne przesłanie książki Władca języków…. Wydaje się, że to publikacja na temat tego, jak najszybciej opanować długaśne listy słówek i skomplikowane zasady gramatyki. Nic bardziej mylnego! Owszem, cała książka kręci się wokół tematyki nauki języków obcych, ale w tym kontekście Autor zawarł wiele ciekawych i przydatnych informacji też na inne tematy. To książka nie tylko o językach. To książka także o życiu.
Autor- Mariusz Włoch mieszka w Szczecinie. Tam prowadzi otwarty przez siebie ośrodek językowy Władca Języków. Opracował także serię podręczników- Direktes Deutsch, Direkte Norsk, Direkte Dansk i Direkt Svenska. Jest twórcą Metody Bezpośredniej Komunikacji. Oprócz tego wszystkiego prowadzi bloga, nie tylko o językach obcych.
Sama książka Władca języków, czyli prawie wszystko o tym jak zostać poliglotą składa się z trzech części. Część pierwsza mówi o kształtowaniu i rozwijaniu samego siebie. Jak zabrać się za naukę języka, jak znaleźć cel tej nauki, jak się do niej zmotywować i jak znaleźć w niej radość. Krok po kroku Autor opowiada o różnych technikach i ćwiczeniach. Ta część nieco przypomina kursy motywacyjne, czy poradniki w stylu „jak żyć”, „wszystko zależy tylko od ciebie”, „nastaw swój mózg i działaj” i temu podobne. Osobiście nie jestem do końca przekonana do tego typu dzieł, jednakże w przypadku Władcy… przeczytałam wszystkie rozdziały z przyjemnością. Znalazłam tam nawet kilka interesujących informacji, nie tylko pod kątem nauki języków, ale też w odniesieniu do innych aspektów życia. Duży plus za przyczajony pod kołderką lingwistyki uniwersalizm porad.
Część druga to opowieść o nauczycielach języków obcych i o szkołach. Trzeba przyznać, że Autor pozwala sobie na krytycyzm i narzekanie na polski system edukacji, jednakże wskazuje na bardzo istotną rzecz- typy prowadzących jakich za wszelką cenę należy unikać w szkołach językowych. Pojawiają się opisy zarówno szkół państwowych, jak i prywatnych, a nawet osobistych nauczycieli języków. Mariusz Włoch bezlitośnie wytyka błędy i zwraca uwagę na wiele aspektów, do których czasem bywamy, jako słuchacze lekcji języka, przyzwyczajeni, a które da się zrobić o wiele lepiej. Myślę że istnieje ryzyko, iż Czytelnicy spoza Szczecina po lekturze tej książki będą wyczuleni na wszystko, co tam opisano i nie będą już w stanie uczyć się w innej szkole językowej niż w centrum Władca Języków u Mariusza Włocha. Populacja Szczecina może dramatycznie wzrosnąć.
Część trzecia jest najbardziej praktyczna. To zestaw technik i ćwiczeń, pomagających w nauce języków. Pojawiają się między innymi pomysły związane z popularnymi już fiszkami. Autor operuje wieloma metaforami, żeby przybliżyć Czytelnikowi swoje idee. Wskazuje metody możliwe do wykorzystania w zaciszu domowym, a także ćwiczenia, które można wykorzystać w swojej grupie językowej, jeśli ktoś już się zmaga z poznawaniem nowego języka. Do tej części warto wracać wielokrotnie i wykorzystywać pomysły Autora, a może nawet poszerzać je o swoje dodatki.
Jeśli chodzi o całą książkę z pewnością jest ona ZABAWNA. Mariusz Włoch pisze prostym językiem, przeplata treść właściwą żartami, zasypuje Czytelnika anegdotami z życia wziętymi. Jest PEŁNA PRAKTYCZNYCH PORAD, nie jest samym tylko opisem teorii, wskazuje ścieżkę, którą można podążać, by osiągnąć sukces w nauce języków. Jest BEZPOŚREDNIA, Autor niejednokrotnie zwraca się bezpośrednio do Czytelnika z pytaniami, czy prośbami. Co więcej, jest INTERAKTYWNA, często pojawiają się wykropkowane miejsca, w które Czytelnik ma wpisać odpowiedzi na pytania zadane w tekście przez Autora, swoje pomysły, uzupełnić dialogi, wykonać jakieś ćwiczenia. Taka forma sprawia, że Czytelnik nie jest bierny, staje się częścią tego, czego się uczy. To bardzo ciekawy zabieg.
Polecam tę książkę z całego serca. Tym, którzy chcą się uczyć języków obcych, ale nie wiedzą, z której strony to ugryźć. Tym, którzy już się uczą i chcieliby wiedzieć, jak robić to efektywniej. Nauczycielom, nie tylko zajmującym się językami obcymi, aby przyjrzeli się swojej pracy i przekonali, czy można w niej coś ulepszyć. Każdemu, kto lubi się rozwijać i dowiadywać ciekawych rzeczy, a przy okazji trochę pośmiać.
I aż się prosi, żeby tę książkę ocenić w kilku językach.
Fenomenalna. Amazing. Wunderbar. Maravillosa. Magnifique. Великолепная.
moznaprzeczytac.pl Kinga Jakubek, 2014-02-27
Według wikipedii na świecie używa się około sześciu-siedmiu tysięcy języków. Posługiwanie się nimi wszystkimi jest co prawda nie możliwe, ale zapoznanie się z niektórymi znacznie ułatwia życie w dzisiejszym świecie. Języki, które nas fascynują są zupełnie różne, a jeszcze bardziej powody którymi się kierujemy przy ich wyborze .
Angielski - bo każdy zna.
Chiński - bo oryginalny i jest wyzwaniem .
Norweski - bo kraj ma ciekawą kulturę.
Powody są naprawdę rozmaite, ale w ostatnim czasie Polacy szczególnie skupiaja się na nauce języka - szukają pracy za granicą, więc umiejętność dogadania się z pracodawcą jest raczej czymś oczywistym (chociaż nie zawsze. Znam osoby, które świetnie sobie bez tego radzą). Zdarza się, że brak nam motywacji albo zupełnie nie wiemy jak się do tego wziąć, gdzie postawić pierwszy krok. Pomocną dłoń podaje nam Mariusz Włoch. To doświadczony człowiek, który wie o czym mówi. Jest trenerem kompetencji komunikacyjnych i językowych. Jest naszym osobistym, fachowym pomocnikiem. Jest przy nas zawsze kiedy akurat, my mamy ochotę lub czas. I rozmawia z nami. Dosłownie, bo autor nie podaje nam suchych faktów tylko prowadzi z czytelnikiem żywą konwersację. Zadaje mu pytania, daje czas, zostawia miejsca na odpowiedzi. Potrafi bardzo pobudzić wyobraźnię i chęć do działania. Poza tym cała rozmowa przebiega bardzo swobodnie, bo Mariusz Włoch pisze bardzo lekko i z humorem. Nie raz przy tej książce się szczerze uśmiechnęłam. Mowa jest tu o wszystkim o czym powinniśmy wiedzieć : od czego najlepiej zacząć, jak, gdzie i dlaczego się uczyć, wybieramy nauczycieli, określamy swój typ osobowości i dobieramy sposób uczenia.
Książka jest podzielona na trzy działy :
Ty i języki. Twój stan. Twoje zasoby.
Komunikacja. Twój nauczyciel. Twoja szkoła.
Twoje niekonwencjonalne narzędzia językowe.
W każdym z nich autor wyczerpująco opisał dotyczące ich tematy. Informacji i motywacji mamy tam naprawdę dużo. Odnoszę nawet wrażenie, że autor jest nieco nadgorliwy i chce nam przekazać zbyt dużo. Nie potrafiłam do końca się w tym odnaleźć, jednakże jestem pewna, że to książka warta uwagi dla tych, który wiedzą czego chcą. Ponieważ Mariusz Włoch podał nam przepis na naukę języków. Mamy wszystko podane jak na tacy - co z tym zrobimy zależy tylko od nas, co wciąż powtarza autor. Jeśli naprawdę chcesz to dasz radę. Wystarcza dobra motywacja - którą ta książka nam dostarcza - oraz trzymanie się jej od początku do końca.
Wymówka to uspokajanie sumienia najmniejszym kosztem.
aleksandra-kropka.blogspot.com Kropka9831, 2014-02-23
„Władca Języków” autorstwa Mariusza Włocha ukazuje nam, że tak naprawdę każdy z nas może nauczyć się języka obcego. Pozwala nam zrozumieć co stoi nam na drodze ku osiągnięciu celu jakim jest nauczenie się go. A wszystko to w przystępny i zabawny sposób.
Nie jest to może bardzo cienka książka, w końcu ma około 360 stron tekstu, ale za to bardzo przyjemnie się ją czyta. Nie raz się śmiałam podczas lektury. Może więc też służyć jako swoisty poprawiacz nastroju.
Zastanawiać może stwierdzenie „…lecz zrób to własną odpowiedzialność!”. Przypuszczam, że jest to mały błąd w druku.
Jako ciekawostkę podam, że można znaleźć tu między innymi formułę pięciu kroków stworzoną przez Joe Vitale. Znajdziemy tu również kilka informacji o mózgu oraz o umyśle świadomym i nieświadomym.
Jak to przedstawia sam autor nie jest to poradnik, który ma na celu nauczenie języka w jeden weekend podczas nie podejmowania żadnego wysiłku, bez robienia czegokolwiek. Może za to stać się dla czytelnika zbiorem wskazówek, na przykład co można ze sobą zrobić by uczenie stało się łatwiejsze, zmienić trochę podejście do niego. Przy czym przedstawione tu zagadnienia mogą się przydać nie tylko podczas nauki języków, ale również w innych dziedzinach. Różne zagadnienia są tu przedstawiane w sposób obrazowy. Znajdziemy tu różne przykłady, dowcipy oraz pewne zadania do wykonania jak chociażby zastanowienie się nad własnymi mocnymi i słabymi stronami.
Przy tym wszystkim ważniejsze myśli są powtórzone i w swoisty sposób wyróżnione. Nie zlewają się więc z głównym tekstem. Niektóre treści zaś zostały pogrubione. Miej przyjemną rzeczą może być swego rodzaju reklama, którą możemy tu odnaleźć. Została ona jednak tak wpleciona w treść książki, że mocno nie przeszkadza. Jakoś przechodzi ona mimochodem nie drażniąc mocno czytelnika.
Reasumując jest to ciekawa pozycja, która może się przydać nie tylko podczas nauki języka ale ogólnie podczas uczenia się czegoś. Wszystko zaś przedstawione zostało w przystępny i nieraz zabawny sposób. Może po jej przeczytaniu od razu nie zostaniemy ‘poliglotami’, ale może pomóc nam spojrzeć na proces uczenia się i komunikacji w trochę inny sposób. A poprzez włożony własny wysiłek i podjętą pracę może w przyszłości i uda nam się nimi zostać (poliglotami).
swiatairi.blogspot.com Marta Tomczak, 2014-02-16
Obowiązkowa znajomość języków to jedno z najtrudniejszych wyzwań, jakie stawia przed nami współczesny świat. Życie w globalnej wiosce zmusza do posługiwania się innymi językami, podejmowania prób zrozumienia innych kultur, tradycji, sposobów myślenia 1 postrzegania świata. Niestety, wbrew temu, co można usłyszeć w mediach, wbrew powszechnym działaniom edukacyjnym i nawet wbrew entuzjazmowi potencjalnych poliglotów nadal zbyt wielu ludzi nie jest w stanie opanować (w pełni albo chociażby na poziomie swobodnej komunikacji) żadnego nowego języka. Dlaczego tak się dzieje i jak temu zaradzić Doskonałej odpowiedzi na te pytania udziela właśnie ta książka. Autor - trener kompetencji komunikacyjnych i językowych, wyczerpująco opisuje różne aspekty skutecznych i nieskutecznych metod uczenia się języków, a także proponuje swoje autorskie rozwiązania podstawowych problemów związanych z tą nauką.
Personel Plus 2014-02-01