"Na drodze bez powrotu" to tytuł historii opisującej wejście na Nanga Parbat, jeden z ośmiotysięczników leżący w Himalajach. Mógłby to być tytuł trzymającego w napięciu do ostatniej strony kryminału, z dużą ilością trupów i opisami mrożącymi krew w żyłach.Sandy Allan, autor i zarazem główny bohater opowieści wspinał się od najmłodszych lat, a jego największym marzeniem było zdobycie tej właśnie góry. Przygotowywał się do tego przedsięwzięcia bardzo długo, kilkakrotnie wcześniej podejmował próby zdobycia góry, jednak bez powodzenia.
W końcu, w wieku prawie pięćdziesięciu lat zorganizował wyprawę na tą "górę śmierci". Nie było łatwo znaleźć chętnych, Nanga Parbat ma bardzo złą opinię, wielu himalaistów zostało na niej na zawsze. Na wspinaczy czeka tam wiele niebezpieczeństw, lawiny, nagłe zmiany pogody, wiatr, który może spowodować upadek równoznaczny ze śmiercią, mróz, a przede wszystkim rozrzedzone powietrze, będące same w sobie zagrożeniem.
Wyprawa Sandy'ego trwała niezwykle długo, osiemnaście dni, na szczyt dotarła tylko dwójka najwytrwalszych i o mało co nie przepłacili tego życiem. Największe wrażenie zrobił na mnie opis zejścia. Miało być krótkie i łatwe, a okazało się gehenną, drogą w kierunku śmierci, walką z własnym organizmem i kiedy wszystko zdawało się prowadzić do nieuchronnej katastrofy, cóż można było robić: nie tracić nadziei a przede wszystkim opanowania. I to jest właśnie to co w tej książce zauroczyło mnie najbardziej. Dokładny opis tego jak poradzić sobie w ekstremalnej sytuacji zagrożenia życia i wyjść cało z najgorszej opresji. Takie sytuacje zdążają się nam wszystkim, nie tylko himalaistom w wysokich górach. Można by potraktować książkę jako poradnik przetrwania w trudnych warunkach.
Licząca 250 stron historia nie jest łatwą lekturą, zawiera naprawdę drastyczne opisy, ale nie można się od niej oderwać, wciąga czytelnika i nie wypuszcza aż do ostatniej linijki. Na końcu zamieszczone są zdjęcia, może nie najlepszej jakości, ale pokazują z czym musiał się zmierzyć autor. Gorąco polecam szczególnie tym, którzy, tak jak ja, próbują zrozumieć dlaczego ktoś wchodzi na górę ryzykując życie własne, ale też spokój własnej rodziny.
DobreRecenzje.pl Anna
HIMALAJE - PO OGONIE SMOKA NA NAGĄ GÓRĘ
Liczący 8126 m n.p.m. himalajski szczyt Nanga Parbat, co w języku urdu znaczy Naga Góra, jest dziewiątym pod względem wysokości na ziemi. Ze względu na trudności zdobycia go oraz ofiary śmiertelne, jakie już pochłonął, nazywany jest też Zabójczą Górą. Stanąć na nim wspinacze próbowali już w XIX w., od rekonesansu Brytyjczyka Godfreya Thomasa Vigne w 1835 r. i pierwszej próby wejścia na szczyt w 1895 r. jego rodaka Alberta Mummery'ego z Gurkhiem Raghobiru Thapą. Udało się to jednak dopiero w 1953 r. Hermanowi Buhlowi, uczestnikowi siódmej wyprawy. Później także innym, również Polakom.
Jako pierwszym, 13 lipca 1985 r., Zygmuntowi Andrzejowi Heinrichowi, Jerzemu Kukuczce i Sławomirowi Łobodzińskiemu. A w dwa dni później pierwszemu w historii zespołowi kobiecemu na tym szczycie: Annie Czerwińskiej, Krystynie Palmowskiej i Wandzie Rutkiewicz. Dziesiątki zdobywców tej góry, lub uczestników wypraw na nią, przypłaciło to życiem. M.in. znakomita himalaistka (południowo) koreańska Go Mi-Sun, która dotarła na szczyty 11 ośmiotysięczników, ale przy schodzeniu z Nanga Parbat poślizgnęła się i zginęła. Zaś uczestnika pierwszej polskiej wyprawy, Piotra Kalmusa, porwała lawina.
Setki wspinaczy z wielu krajów weszło już na tę Zabójczą Górę, również zimą - po raz pierwszy w 2016 roku, po 24 latach nieudanych prób - kilkoma znanymi trasami. Wielkie wyzwanie dla najambitniejszych himalaistów stanowiła jednak również sąsiadująca z Nanga Parbat grań Mazeno. Stanowiąca już sama w sobie ogromną trudność do pokonania. Przypomina ona bowiem, rozciągający się na długości 10 kilometrów, od przełęczy Mazeno do tzw. Szczerby Mazeno (6700 m n.p.m.), grzbiet smoka, na którym znajduje się 8 samodzielnych wierzchołków o wysokości ponad 7 tys. m n.p.m.
Przy czym bez możliwości zejścia z niej w innych miejscach, niż te dwa wymienione. W pewnym momencie powrót staje się już niemożliwy, gdyż byłby trudniejszy i bardziej ryzykowny, niż marsz dalej. Próby przejścia tę grań podejmowało od roku 1979 co najmniej 9 wypraw zorganizowanych przez kilka krajów. Z dwukrotnym udziałem w nich m.in. znakomitego polskiego himalaisty Wojtka Kurtyki, uhonorowanego w 2016 r. za całokształt osiągnięć wspinaczkowych "Górskim Oskarem" - Złotym Czekanem. Niestety bez powodzenia. Udało się to dopiero dwu Szkotom: Sandy'emu Allanowi i Rick'owi Allenowi.
Po przejściu grani Mazeno postanowili oni kontynuować wspinaczkę aż na szczyt Nagiej Góry, po rezygnacji, z braku sił, pozostałych 4 uczestników ich wyprawy. W tym jedynej kobiety 0 wybitnej himalaistki Catherine (Cathy) O'Dowd i trzech Szerpów, z którymi wspólnie przeszli, jako pierwsi w historii, tę grań. Na szczyt Nanga Parbat weszli 15 lipca 2012 r. Sandy Allan miał wówczas lat 57, a Rick Allen 59! Ich wyprawa, przez całą grań w 6-osobowej grupie, później tylko we dwu, trwała w sumie 18 dni, z czego 14 wspinaczkowych, z 9 obozami i trzema noclegami bezpośrednio w wykopanych czekanami śnieżnych jamach na wysokości ponad, lub niewiele mniej, 7 tys. m n.p.m. Bez namiotu i karimat oraz zgodnie z alpejskim systemem wspinania, bez tlenu.
Ostatnie 3 doby także bez wody, gdyż zepsuła się zapalniczka gazu i nie mogli więc topić śniegu. Zaś końcowy tydzień na resztkach jedzenia, w końcu zupełnie bez niego. Historia tej niesamowitej wyprawy zakończonej sukcesem i to bez ofiar, chociaż z kilkakrotnym zagrożeniem zdrowia i życia jej uczestników, opisana została w książkowej relacji jej organizatora i szefa, wydanej właśnie w polskim tłumaczeniu przez Bezdroża. W trzech częściach i 11 rozdziałach z prologiem i podziękowaniami dla tych, którzy umożliwili zorganizowanie, odbycie i sukces ekspedycji, autor opisuje przygotowania do przejścia grani Mazeno, która była jego obsesją od kilkunastu lat, oraz wejścia z niej na szczyt Nanga Parbat, autor opisuje nie tylko przebieg tego wyczynu.
Pisze o podjęciu i zrealizowaniu jednego z ostatnich wielkich wyzwań himalaizmu, ale również o swoich, jak również innych wspinaczy, wcześniejszych wyprawach i osiągnięciach. Od młodzieńczych w okoliczne szkockie góry, w których urodził się, a następnie w Alpy, z ważnym okresem częstych wypadów do francuskiego Chamonix, kilkakrotnym wejściem na Mont Blanc i inne alpejskie szczyty. Jak również o wspinaczkach w innych górach, zwłaszcza Himalajach, w których zdobywał w ramach wypraw, lub z klientami jako przewodnik, m.in. Mount Everest, Czo Oju, Lhotse i - wcześniej - Nanga Parbat oraz próbował przejść grań Mazeno.
Już w prologu autor daje próbkę ciekawego opisu zmagań z górami, zimnem, mgłą, śnieżycami, wiatrem i niespodziankami pogody oraz pokonywania różnych trudności. Później opisuje swoich mentorów we wspinaczkowym "rzemiośle", podróż do miejsca startu na wyprawę życia słynną Karakorum Highway - szosą przez Karakorum - po wielu latach od momentu, gdy jechał nią po raz pierwszy. I bardziej szczegółowo przebieg samej wyprawy, z wieloma niesamowitymi momentami oraz pokonywaniem nieprzewidzianych trudności w jej trakcie.
Z wielkim uznaniem i szacunkiem pisze o ciężkiej pracy Szerpów. Niedocenianej, zwłaszcza przez uczestników wypraw komercyjnych. Podkreślając, że Szerpowie i inni lokalni pomocnicy wspinaczy bywają nie tylko tragarzami, kucharzami, czy ludźmi od wytyczania i poręczowania linami trudniejszych odcinków tras, ale najlepsi z nich także doskonałymi przewodnikami i samodzielnymi organizatorami wypraw. Wspomina również wielu wspinaczy, zarówno tych, z którymi wspólnie wchodził na szczyty lub uczestniczył w wyprawach, jak i spotykanych wcześniej na szlakach. A także starszych, książki i relacje których wysoko cenił.
Niekiedy wtręty na te tematy są nadmiernie szczegółowe, a przytaczane nazwiska chyba wielu potencjalnym czytelnikom tej książki nic, albo niewiele mówią. Ale to jest jedyny, niewielki zresztą, jej słaby punkt. No może jeszcze rozważania autora o jego samopoczuciu w niektórych, szczególnie trudnych momentach wyprawy. Zwłaszcza po decyzji czwórki jej uczestników o rezygnacji ze wspinania się aż na szczyt Nagiej Góry. Ze szczególnym zainteresowaniem czytałem opisy sytuacji trudnych i wydarzeń, które omal nie doprowadziły do śmierci niektórych uczestników.
Np. odpadnięcie od ściany związanych ze sobą liną dwu Szerpów i ich dramatyczne ześlizgiwanie się nad głęboką przepaść, dopiero na skraju której zdołali, poobijani, wyhamować. I o, jak się okazało, chyba najtrudniejszym odcinku wyprawy, wejściu, a następnie mozolnym schodzeniu z Nanga Parbat we mgle, po świeżym, skłonnym do tworzenia lawin śniegu, zapadaniem się w nim po kolana, a nawet pas. Zdobywcy zarówno grani Mazeno jak i szczytu, o czym zdołali telefonicznie powiadomić bazę i świat, musieli jeszcze kilka dni walczyć o przeżycie. Nie dotlenieni, głodni, odwodnieni, wychłodzeni.
"Po zejściu z wierzchołka - zacytuję autora - czułem się tak, jakbyśmy ledwie uszli z życiem". I kilka stron dalej: "...nigdy nie przebywałem tak długo na tak dużej wysokości bez jedzenia lub wody. Nie miałem pojęcia, jak szybko może nastąpić nasz zgon." Bo obaj himalaiści byli już tak wyczerpani, że mieli podczas schodzenia także halucynacje. Autor widział np. - i usiłował fotografować - "widziane" zjawy. Czarownicę, dawnych uczestników wpraw siedzących na skałach, białego królika w czerwonej kurteczce i filcowym kapeluszu. W momencie, gdy schodząc byli już bliscy załamania i braku sił na dalszą drogę w dół, spotkali wspinających się w celach aklimatyzacyjnych dwu himalaistów czeskich, uczestników innej wyprawy, którzy poratowali ich płynami i cukierkami oraz umożliwili zapalenie maszynki aby stopić trochę śniegu i zahamować coraz głębsze odwodnienie organizmu. A następnie zejść do jednej z dolnych baz na tym szlaku, gdzie czekali już na nich ratownicy wysłani z pomocą, zwłaszcza jedzeniem i gorącymi napojami. Chociaż byli oni przygotowani i na to, że może będą musieli transportować zwłoki zdobywców grani Mazeno i z niej szczytu Nanga Parbat.
Wyprawa skończyła się więc pełnym sukcesem. Nawet ich pobielałe palce rąk i nóg nie okazały się odmrożonymi. Chociaż dokonali rzeczy, która wcześniej nie udała się nikomu. Obaj wspinacze wyróżnieni zostali za ten wyczyn Złotymi Czekanami w roku 2013 i wpisani na listę tych, którzy mają największe osiągnięcia w himalaizmie. Książka ta, ilustrowana blisko 70 zdjęciami, na pewno warta przeczytania nie tylko przez osoby pasjonujące się wyczynami we wspinaniu w górach, skłania jednak także do zastanowienia nad granicami ludzkiej wytrzymałości oraz sensem aż tak wielkiego narażania życia i zdrowia. A także tym, co ich do tego skłania. Ale to już inny temat.
kurier365.pl CEZARY RUDZIŃSKI
Pasjonująca historia podjęcia jednego z ostatnich wielkich wyzwań himalaizmu. W lipcu 2012 roku sześcioosobowy zespół wyruszył, by przejść trzynastokilometrową grań Mazeno na Nanga Parbat. W trakcie wyprawy I zrezygnowały cztery osoby. Pozostało dwóch pięćdziesięciokilkuletnich śmiałków: Sandy Allan i Rick Allen. Osiemnaście dni w drodze, w większości powyżej 7000 metrów, pod koniec prawie bez jedzenia, ostatnie pięć dni bez picia. Wyprawa zakończyła się sukcesem. Mężczyźni jako jedyni przeszli tę drogę i zdobyli Nanga Parbat - górę, która niejednemu przyniosła śmierć...
Ocalili życie, zyskali sławę, ale wiele poświęcili. Co sprawiło, że podjęli to ryzyko? Jak udało się im dokonać tego, czego nie udało się dokonać wcześniej innym, młodym, utalentowanym alpinistom? Kim stali się po powrocie? Dzięki książce Sandy'ego Allana poznasz kulisy wspinaczki na szczyt marzeń. To lekcja sztuki przetrwania, również tego wewnętrznego. To zapis doświadczenia, w którym pokora zderza się z ponadludzką siłą. Autor opowiada o przeżyciach niemieszczących się w granicach zdrowego rozsądku. Ale mówi także o zwykłym zwątpieniu, które czasem może wydawać się nie do pokonania...
To pełna emocji historia o górach, marzeniach, walce oraz konfrontacji ze sobą. Zobacz, jak niemożliwe stało się możliwe.
21. wiek
Niezwykła opowieść o odwadze, ryzyku i niezwykłej determinacji...Książka Sandy?ego Allana to fascynująca historia wspinaczki górskiej na szczyt Nanga Parbat. Z sześcioosobowego zespołu pozostało jedynie dwóch śmiałków, którzy zdecydowali się dotrwać do końca. Cztery osoby zrezygnowały w trakcie wyprawy, zdając sobie sprawę z tego, że może to być ich ostatnia w życiu wyprawa, ponieważ góra pochłonęła życia wielu osób. Wyprawa dwóch ponad 50-letnich mężczyzn, którym udało się zdobyć morderczy szczyt, trwała osiemnaście dni i była niezwykle wycieńczająca dla ich organizmu. Przez cały ten czas musieli zmagać się z silnym wiatrem, lawinami śnieżnymi, stromymi oblodzonymi zboczami i brakiem miejsca na bezpieczne rozbicie namiotu. Pod koniec wędrówki byli pozbawieni jedzenia i picia. Pomimo wielu przeciwności losu udało im się dokonać tego, co dla innych było niemożliwe. Co sprawiło, że mężczyźni zdecydowali się podjąć tak ogromne ryzyko? Jak to wydarzenie wpłynęło na ich późniejsze życie?
Dzięki temu, że autorem publikacji jest jeden z uczestników wyprawy, wszystkie informacje otrzymujemy z pierwszej ręki. Opisywane przeżycia są niezwykle autentyczne. Podczas lektury mamy wrażenie jakbyśmy znajdowali się w samym centrum wydarzeń. Książka jest niezwykle wzruszająca, ale i wstrząsająca. Trudno bowiem wyobrazić sobie, co musieli przeżywać mężczyźni. Wyprawa ta była dla nich sztuką przetrwania, jednak musieli walczyć nie tylko ze swoim ciałem i organizmem, który źle reagował na zmieniające się warunki atmosferyczne. Były to również, a może przede wszystkim zmagania z własną psychiką. Niejednokrotnie przychodziły bowiem chwile zwątpienia i rezygnacji, które pozornie wydawały się nie do pokonania.
"Na drodze bez powrotu" to książka, która pokazuje prawdziwą definicję odwagi. Autor opisuje jak wiele czynników się na nią składa. Często jest budowana latami oraz opatrzona cierpieniem i łzami. Publikacja wzbudza w czytelniku wiele emocji. Jest niesamowicie wciągająca i sprawia, że nie można się od niej oderwać nawet na chwilę. Książka została opatrzona wieloma zdjęciami z niebezpiecznej wędrówki. Sandy Allan nie ukrywa, iż trudno znaleźć towarzysza do tak ryzykownych górskich wędrówek. Każdy myśli bowiem nie tylko o sobie, ale również swojej rodzinie, której w najgorszym wypadku może już nigdy nie spotkać. Autor pokazuje, że warto mieć marzenia, ponieważ to właśnie one stają się siłą napędową do działania. Powinniśmy dążyć do ich realizacji nawet wbrew przeciwnościom losu, gdyż dzięki temu stajemy się silniejsi i bogatsi o nowe doświadczenia.
portal dlaLejdis.pl (DEPRECATED) Beata Jabłońska; 2017-09-28
Pasjonujące historie o śmiałkach, którzy dokonali niemożliwego od dawna pasjonują niemalże wszystkich. Co popycha takie osoby do zmierzenia się ze swoimi lękami, do dzielenia się swoimi pasjami? Powstało całkiem sporo książek przybliżającym nam takie osoby i ich misje, które nie zawsze kończą się dobrze, jednak to nie powstrzymuje kolejnych osób.
Pasjonująca historia podjęcia jednego z ostatnich wielkich wyzwań himalaizmu. W lipcu 2012 roku sześcioosobowy zespół wyruszył, by przejść trzynastokilometrową grań Mazeno na Nanga Parbat.
W trakcie wyprawy zrezygnowały cztery osoby. Pozostało dwóch pięćdziesięciokilkuletnich śmiałków: Sandy Allan i Rick Allen.
Osiemnaście dni w drodze, w większości powyżej 7000 metrów, pod koniec prawie bez jedzenia, ostatnie pięć dni bez picia. Wyprawa zakończyła się sukcesem.
Mężczyźni jako jedyni przeszli tę drogę i zdobyli Nanga Parbat - górę, która niejednemu przyniosła śmierć...
Ocalili życie, zyskali sławę, ale wiele poświęcili. Co sprawiło, że podjęli to ryzyko? Jak udało się im dokonać tego, czego nie udało się dokonać wcześniej innym, młodym, utalentowanym alpinistom? Kim stali się po powrocie? Tyle możemy się dowiedzieć z okładki.
Podsumowując niezwykła książka, przede wszystkim o harcie ducha i odwadze garstki ludzi, którzy ośmielili się mieć marzenia i podążali za nimi. Polecam wszystkim tym, którzy podziwiają takich ludzi, a być może sami marzą o takiej wyprawie w nieznane-można by rzec.
http://krotkoacztresciwie.blogspot.com
Tylko dla orłów
Już po lekturze wstępu tej książki nasuwa się odmienna refleksja. To nie dla orłów, to dla gigantów. Orły nie dałyby rady. Literatura pisana przez himalaistów rzadko kiedy sięga szczytów prozatorskiego kunsztu, ale niewątpliwie sięga szczytów prawdy. Szkot Sandy Allen jest jednym z tych zdobywców gór, którzy przesuwają granice ludzkich możliwości. Ekstremalnym egzaminem, w którym stawką było życie, stało się ?jedno z ostatnich wielkich wyzwań himalaizmu". 13-kilometro-wa grań Mazeno na Nanga Parbat. Allen opisał historię tego zwycięskiego przejścia, które rozpoczęło sześć osób, a ukończyły dwie, po 18 dniach niewyobrażalnie trudnej drogi i ostatnich pięciu dobach gehenny bez picia i na resztkach jedzenia.
Książka nie ma założonej dramaturgii, jaką układa rasowy reporter. To chłodna relacja wspinacza, od której ciarki chodzą po grzbiecie. "Rangdu jechał w dół zbocza i wyprzedził Zaroka. Obaj zsuwali się głowami w dół, bez kontroli. Gdy pędzili w dół stoku, Zarok ponownie wyprzedził partnera, zupełnie jakby to był jakiś wyścig. Pod nimi zładowały się strome, mocno powykrzywiane seraki i lodospady ściany Diamir. Obaj Szerpowie niczym torpedy zmierzali zabójczym kursem w kierunku krawędzi szerokiego uskoku lodowego poniżej. Wiedzieliśmy, że jeśli osuną się jeszcze trochę, wystrzelą w przestrzeń i polecą w kierunku znajdującego się kilka tysięcy metrów niżej dna doliny. Nie mieliby żadnych szans, by przeżyć. Wszystko, co mogliśmy zrobić z Rickiem, to obserwować z przerażeniem rozgrywający się na naszych oczach dramat".
Książka nie jest banalnym poradnikiem dla trekkingowców amatorów ani instrukcją dla domorosłych zdobywców. To pierwszej próby lekcja głębokiej pokory wobec przyrody i niepohamowanej miłości do gór. Świetnie zilustrowana licznymi fotografiami z wyprawy, zawiera także wątek polski.
Tygodnik Angora Ł. Azik; 2017-09-17
Liczący 8126 m n.p.m. himalajski szczyt Nanga Parbat, co w języku urdu znaczy Naga Góra, jest dziewiątym pod względem wysokości na ziemi. Ze względu na trudności zdobycia go oraz ofiary śmiertelne, jakie już pochłonął, nazywany jest też Zabójczą Górą. Stanąć na nim wspinacze próbowali już w XIX w., od rekonesansu Brytyjczyka Godfreya Thomasa Vigne w 1835 r. i pierwszej próby wejścia na szczyt w 1895 r. jego rodaka Alberta Mummery’ego z Gurkhiem Raghobiru Thapą. Udało się to jednak dopiero w 1953 r. Hermanowi Buhlowi, uczestnikowi siódmej wyprawy. Później także innym, również Polakom. Jako pierwszym, 13 lipca 1985 r., Zygmuntowi Andrzejowi Heinrichowi, Jerzemu Kukuczce i Sławomirowi Łobodzińskiemu. A w dwa dni później pierwszemu w historii zespołowi kobiecemu na tym szczycie: Annie Czerwińskiej, Krystynie Palmowskiej i Wandzie Rutkiewicz. Dziesiątki zdobywców tej góry, lub uczestników wypraw na nią, przypłaciło to życiem. M.in. znakomita himalaistka (południowo) koreańska Go Mi-Sun, która dotarła na szczyty 11 ośmiotysięczników, ale przy schodzeniu z Nanga Parbat poślizgnęła się i zginęła. Zaś uczestnika pierwszej polskiej wyprawy, Piotra Kalmusa, porwała lawina. Setki wspinaczy z wielu krajów weszło już na tę Zabójczą Górę, również zimą – po raz pierwszy w 2016 roku, po 24 latach nieudanych prób – kilkoma znanymi trasami.
Wielkie wyzwanie dla najambitniejszych himalaistów stanowiła jednak również sąsiadująca z Nanga Parbat grań Mazeno. Stanowiąca już sama w sobie ogromną trudność do pokonania. Przypomina ona bowiem, rozciągający się na długości 10 kilometrów, od przełęczy Mazeno do tzw. Szczerby Mazeno (6700 m n.p.m.), grzbiet smoka, na którym znajduje się 8 samodzielnych wierzchołków o wysokości ponad 7 tys. m n.p.m. Przy czym bez możliwości zejścia z niej w innych miejscach, niż te dwa wymienione. W pewnym momencie powrót staje się już niemożliwy, gdyż byłby trudniejszy i bardziej ryzykowny, niż marsz dalej. Próby przejścia tę grań podejmowało od roku 1979 co najmniej 9 wypraw zorganizowanych przez kilka krajów. Z dwukrotnym udziałem w nich m.in. znakomitego polskiego himalaisty Wojtka Kurtyki, uhonorowanego w 2016 r. za całokształt osiągnięć wspinaczkowych „Górskim Oskarem” – Złotym Czekanem. Niestety bez powodzenia.
Udało się to dopiero dwu Szkotom: Sandy’emu Allanowi i Rick’owi Allenowi. Po przejściu grani Mazeno postanowili oni kontynuować wspinaczkę aż na szczyt Nagiej Góry, po rezygnacji, z braku sił, pozostałych 4 uczestników ich wyprawy. W tym jedynej kobiety – wybitnej himalaistki Catherine (Cathy) O’Dowd i trzech Szerpów, z którymi wspólnie przeszli, jako pierwsi w historii, tę grań. Na szczyt Nanga Parbat weszli 15 lipca 2012 r. Sandy Allan miał wówczas lat 57, a Rick Allen 59 !. Ich wyprawa, przez całą grań w 6-osobowej grupie, później tylko we dwu, trwała w sumie 18 dni, z czego 14 wspinaczkowych, z 9 obozami i trzema noclegami bezpośrednio w wykopanych czekanami śnieżnych jamach na wysokości ponad, lub niewiele mniej, 7 tys. m n.p.m. Bez namiotu i karimat oraz zgodnie z alpejskim systemem wspinania, bez tlenu. Ostatnie 3 doby także bez wody, gdyż zepsuła się zapalniczka gazu i nie mogli więc topić śniegu. Zaś końcowy tydzień na resztkach jedzenia, w końcu zupełnie bez niego.
Historia tej niesamowitej wyprawy zakończonej sukcesem i to bez ofiar, chociaż z kilkakrotnym zagrożeniem zdrowia i życia jej uczestników, opisana została w książkowej relacji jej organizatora i szefa, wydanej właśnie w polskim tłumaczeniu przez Bezdroża. W trzech częściach i 11 rozdziałach z prologiem i podziękowaniami dla tych, którzy umożliwili zorganizowanie, odbycie i sukces ekspedycji, autor opisuje przygotowania do przejścia grani Mazeno, która była jego obsesją od kilkunastu lat, oraz wejścia z niej na szczyt Nanga Parbat, autor opisuje nie tylko przebieg tego wyczynu. Pisze o podjęciu i zrealizowaniu jednego z ostatnich wielkich wyzwań himalaizmu, ale również o swoich, jak również innych wspinaczy, wcześniejszych wyprawach i osiągnięciach. Od młodzieńczych w okoliczne szkockie góry, w których urodził się, a następnie w Alpy, z ważnym okresem częstych wypadów do francuskiego Chamonix, kilkakrotnym wejściem na Mont Blanc i inne alpejskie szczyty.
Jak również o wspinaczkach w innych górach, zwłaszcza Himalajach, w których zdobywał w ramach wypraw, lub z klientami jako przewodnik, m.in. Mount Everest, Czo Oju, Lhotse i – wcześniej – Nanga Parbat oraz próbował przejść grań Mazeno. Już w prologu autor daje próbkę ciekawego opisu zmagań z górami, zimnem, mgłą, śnieżycami, wiatrem i niespodziankami pogody oraz pokonywania różnych trudności. Później opisuje swoich mentorów we wspinaczkowym „rzemiośle”, podróż do miejsca startu na wyprawę życia słynną Karakorum Highway – szosą przez Karakorum – po wielu latach od momentu, gdy jechał nią po raz pierwszy. I bardziej szczegółowo przebieg samej wyprawy, z wieloma niesamowitymi momentami oraz pokonywaniem nieprzewidzianych trudności w jej trakcie. Z wielkim uznaniem i szacunkiem pisze o ciężkiej pracy Szerpów. Niedocenianej, zwłaszcza przez uczestników wypraw komercyjnych.
Podkreślając, że Szerpowie i inni lokalni pomocnicy wspinaczy bywają nie tylko tragarzami, kucharzami, czy ludźmi od wytyczania i poręczowania linami trudniejszych odcinków tras, ale najlepsi z nich także doskonałymi przewodnikami i samodzielnymi organizatorami wypraw. Wspomina również wielu wspinaczy, zarówno tych, z którymi wspólnie wchodził na szczyty lub uczestniczył w wyprawach, jak i spotykanych wcześniej na szlakach. A także starszych, książki i relacje których wysoko cenił. Niekiedy wtręty na te tematy są nadmiernie szczegółowe, a przytaczane nazwiska chyba wielu potencjalnym czytelnikom tej książki nic, albo niewiele mówią. Ale to jest jedyny, niewielki zresztą, jej słaby punkt. No może jeszcze rozważania autora o jego samopoczuciu w niektórych, szczególnie trudnych momentach wyprawy. Zwłaszcza po decyzji czwórki jej uczestników o rezygnacji ze wspinania się aż na szczyt Nagiej Góry.
Ze szczególnym zainteresowaniem czytałem opisy sytuacji trudnych i wydarzeń, które omal nie doprowadziły do śmierci niektórych uczestników. Np. odpadnięcie od ściany związanych ze sobą liną dwu Szerpów i ich dramatyczne ześlizgiwanie się nad głęboką przepaść, dopiero na skraju której zdołali, poobijani, wyhamować. I o, jak się okazało, chyba najtrudniejszym odcinku wyprawy, wejściu, a następnie mozolnym schodzeniu z Nanga Parbat we mgle, po świeżym, skłonnym do tworzenia lawin śniegu, zapadaniem się w nim po kolana, a nawet pas. Zdobywcy zarówno grani Mazeno jak i szczytu, o czym zdołali telefonicznie powiadomić bazę i świat, musieli jeszcze kilka dni walczyć o przeżycie. Nie dotlenieni, głodni, odwodnieni, wychłodzeni.
„Po zejściu z wierzchołka – zacytuję autora – czułem się tak, jakbyśmy ledwie uszli z życiem”. I kilka stron dalej: „… nigdy nie przebywałem tak długo na tak dużej wysokości bez jedzenia lub wody. Nie miałem pojęcia, jak szybko może nastąpić nasz zgon.” Bo obaj himalaiści byli już tak wyczerpani, że mieli podczas schodzenia także halucynacje. Autor widział np. – i usiłował fotografować – „widziane” zjawy. Czarownicę, dawnych uczestników wpraw siedzących na skałach, białego królika w czerwonej kurteczce i filcowym kapeluszu. W momencie, gdy schodząc byli już bliscy załamania i braku sił na dalszą drogę w dół, spotkali wspinających się w celach aklimatyzacyjnych dwu himalaistów czeskich, uczestników innej wyprawy, którzy poratowali ich płynami i cukierkami oraz umożliwili zapalenie maszynki aby stopić trochę śniegu i zahamować coraz głębsze odwodnienie organizmu. A następnie zejść do jednej z dolnych baz na tym szlaku, gdzie czekali już na nich ratownicy wysłani z pomocą, zwłaszcza jedzeniem i gorącymi napojami.
Chociaż byli oni przygotowani i na to, że może będą musieli transportować zwłoki zdobywców grani Mazeno i z niej szczytu Nanga Parbat. Wyprawa skończyła się więc pełnym sukcesem. Nawet ich pobielałe palce rąk i nóg nie okazały się odmrożonymi. Chociaż dokonali rzeczy, która wcześniej nie udała się nikomu. Obaj wspinacze wyróżnieni zostali za ten wyczyn Złotymi Czekanami w roku 2013 i wpisani na listę tych, którzy mają największe osiągnięcia w himalaizmie. Książka ta, ilustrowana blisko 70 zdjęciami, na pewno warta przeczytania nie tylko przez osoby pasjonujące się wyczynami we wspinaniu w górach, skłania jednak także do zastanowienia nad granicami ludzkiej wytrzymałości oraz sensem aż tak wielkiego narażania życia i zdrowia. A także tym, co ich do tego skłania. Ale to już inny temat.
Globtroter CEZARY RUDZIŃSKI; 2017-08-30